18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (7) Soft (2) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 18:40
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 21:28
📌 Powodzie w Polsce - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:06
🔥 Z dupy takie hamulce - teraz popularne

#pamiętnik mordercy

Jeśli zastanawialiście się, jak zetrzeć komuś uśmiech z twarzy, oto odpowiedź.

Znalezione w Pamiętniku Mordercy (http://pamietnikmordercy.pl ). Jeden z wcześniejszych wpisów przypadł paru osobom do gustu, ten przypadł mnie, więc puszczam go dalej w obieg.


Spytał mnie, co robię choć chyba sam znał już odpowiedź. Zbyłem to pytanie delikatnym grymasem twarzy, lecz – z czystego poczucia obowiązku – opisałem, co zamierzam zrobić z jego ustami. A dokładniej z tym aroganckim uśmiechem, którym zatruwał świat.

Nie zamierzałem mu go poszerzać, by bawić się w te brytyjskie pierdoły znane jako „Uśmiech Chelsea/Glasgow/Whitechapel” (czy gdzie akurat rozcinano komuś twarz, poszerzając usta), lecz uznałem, że zmażę go, niczym uczeń wymazuje błąd w zeszycie ćwiczeń.

Chwyciłem w ręce drucianą gąbkę do mycia naczyń i systematycznym, powolnym ruchem zacząłem ścierać z twarzy jego usta. Raz za razem, góra dół, prawo lewo. Starannie i dokładnie.

Tak jak należy. Powoli pogrążałem się w samym sobie, uspokajając oddech, regulując puls i popadając w stan medytacyjnego skupienia. Powtarzające się niczym mantra ruchy, zagłuszały krzyki mego współlokatora, a kolejne sunięcia gąbki ukazywały jego zęby, przykrywane dotąd przez mięsiste usta.

Teraz nie było już ust, a uśmiech wydawał się mniej arogancki. Z odsłanianiem kolejnych zębów wydawał się być bluźnierczo wyzywającym, a jednocześnie wesołym i zawadiackim. Zanim odsłoniłem kości policzkowe, współlokator zemdlał dwa razy.
Oto fragment Pamiętnika Mordercy - wspomnień psychopaty publikowanych przez redagującego je dziennikarza (info z opisu strony).

W dni takie takie jak ten, wstaję i wspominam moje największe osiągnięcia. Pamiętam, gdy bawiłem się niczym Makłowicz, czy inny Okrasa, na molo. Ustawiłem stolik, ułożyłem na nim kucharski ekwipunek i przyodziałem ulubiony fartuszek. Kiedy ostrze noża ochoczo ślizgało się po osełce, rzuciłem okiem na twarze zgromadzonej publiczności.

Ile pięknych odcieni strachu i przerażenia wyrażały ich oczy, gdy tak siedzieli na krzesłach zakneblowani, skrępowani i z rękami sklejonymi szarą taśmą klejącą. Podniosłem nóż, wskazałem na jednego i tytułując go rybką stwierdziłem, że nadszedł jego czas.

Chwilę później wziąłem się za filetowanie. Wyobraźcie sobie, ile kosztowało mnie to wysiłku. Gnojek udowodnił, że nie pomyliłem się w moim wyborze. Wił się jak piskorz, gdy wprawnymi ruchami zdzierałem mu skórę z całego ciała.

Najlepiej szło mi z twarzą, gdyż krótki zarost dawał lekkie tarcie, które można było porównać do tego stwarzanego przez małe łuski. Fakt, że przy obieraniu z nich nie jest się oblepionym pryskającymi kawałkami ciała, no ale czasem trzeba zapłacić cenę za swoje nowatorskie pomysły. Po pobieżnym obraniu z wierzchniej warstwy musiałem obudzić posiłek, który w międzyczasie odpłynął w odmęty nieświadomości.

Użyłem do tego świeżej morskiej wody. Ta, dzięki zawartości soli, dała rybce porządnego kopa do działań. Znów podskakiwał, puszczał pianę z ust i wył mimo znajdującego się w ustach knebla.

Publiczność była zachwycona, a przynajmniej tak odbierałem ich wytrzeszczone oczy i poszerzone źrenice. Postanowiłem przed ucztą dla ciała, dostarczyć im małą ucztę dla duszy i unaocznić jedną z historycznych ciekawostek. (…)

Więcej: TUTAJ